Mistrzostwa Świata Drwali w Estonii za nami, lecz ich echa nie milkną. Poprosiliśmy więc o kilka słów, a może nawet wrażeń i spostrzeżeń, naszego najlepszego zawodnika podczas tej imprezy, czyli Kamila Szarmacha. Oto jak z jego perspektywy wyglądały zawody w Estonii.
—–
Poziom sportowy w porównaniu z ostatnimi MŚ z 2018 roku w moim odczuciu jest bardzo podobny. Ciężko uznać, czy wzrósł, czy spadł. Jedyne, co należy na pewno odnotować, to to, że nie tyle zmienił się nie poziom, a układ sił. Pozytywnie zaskoczyli Czesi, którzy uzyskali drużynowo czwarte miejsce, bardzo dobrze spisali się Japończycy, którzy wyraźnie świętowali uzyskane wyniki. Zwycięzcy, czyli Austriacy, choć zawsze są w gronie faworytów, to tak spektakularnej wygranej chyba nikt się nie spodziewał. Poniżej oczekiwań spisała się reprezentacja Niemiec. Pod nieobecność Białorusinów to oni byli faworytami to złota. Ostatecznie nasi zachodni sąsiedzi stanęli na najniższym stopniu podium, z którego umiarkowanie się cieszyli. To dowodzi temu, jak wysokie ambicje mają. Ostatnie miejsce zajęli Norwegowie, którzy w swoich szeregach mają wicemistrza świata. Można powiedzieć, że niejako podzielili losy Polaków, bo na okrzesywaniu jednemu z ich reprezentantów też spadł łańcuch, co spowodowało zjazd na sam dół tabeli. Gdyby nie te przypadłości, to zarówno my, jak i Norwegowie bylibyśmy znacznie wyżej. Warto tu wspomnieć, że przed okrzesywaniem mieliśmy miejsce 6 i kontakt z podium, a po finale skończyliśmy na 18. miejscu. Półkę wyżej od nas byli Finowie, dla których każdy wynik gorszy niż pierwsza dziesiątka to porażka. Nie powiodło się też naszym przyjaciołom ze Słowacji.
Technicznie zawody przygotowane były zgodnie z oczekiwaniami, czyli bardzo dobrze. Wszyscy mieli podobne warunki, a ewentualne uwagi dotyczące przygotowania konkurencji zgłoszone przed startem były natychmiast uwzględniane. Zdarzały się pewne obsuwy czasowe, jak choćby na ścince, ale z podobnym zjawiskiem można było się spotkać już niejednokrotnie. Gdy zdarzały się sytuacje sporne, sędziowie na chwilę powstrzymywali się od szybkiego werdyktu, który mógłby być krzywdzący dla zawodnika i ostateczną decyzję podejmowali dopiero po konsultacjach. Pewnie przydałoby się więcej zrębki albo sypkiej ziemi na terenie ścinki drzew, gdyż zdarzało się, że ścinane maszty odbijały się od ziemi, co rzutowało (często negatywnie) na ostateczny wynik zawodnika.
Z pewnością atrakcyjności dodawała transmisja online, dzięki której kibice z całego świata mogli nasze zmagania podziwiać na żywo. Niezliczona ilość kamer (także montowanych na bezzałogowych statkach powietrznych) pozwalała na bardzo ciekawą relację. Podobnie było zresztą w 2018 roku w Norwegii, ale tegoroczna relacja ubogacona była o wyświetlane na bieżąco dane zawodników, którzy przystępowali do swojej próby. Widzowie mogli prócz nazwiska przeczytać, z jakiego kraju jest zawodnik, na jakiej pilarce startuje, ile ma za sobą konkurencji lub jakie do tej pory zdobył punkty. Wyglądało to naprawdę profesjonalnie, zupełnie jak na zawodach olimpijskich.
A tak naprawdę, to niewiele brakowało, a byśmy w ogóle na tych mistrzostwach nie startowali. Gdyby nie sponsor całego wyjazdu, firma STIHL, mistrzostwa oglądalibyśmy co najwyżej w internecie…
Fot. Marek Bodył
Leave a comment